Esencja audiofilizmu, wzmacniacz stworzony do delektowania się niedostępnymi dla wzmacniaczy w tej cenie detalami, zwłaszcza w wysokich zakresach. Jeżeli dodamy do tego wyśmienitą stereofonię, tzw. \"oderwanie brzmienia od kolumn\" to mamy w efekcie prawie-idealny wzmacniacz do nagrań akustycznych, może niedużych składów jazzowych. Zupełnie nie sprawdzi się w elektronice, ani w dynamicznych, soczystych ariach wokalnych w stylu Dead Can Dance.
Teraz minusy, niestety będzie tego trochę.
Najważniejsze odczucie z odsłuchu polega na tym, że Creek + Eposy M22 to duet, dla którego reprodukcja dużej ilości informacji/detali zaczyna być w pewnym momencie problemem: Creek nie jest w stanie wyciągnąć z tych detali w autorytatywny sposób informacji najważniejszych, czyli zagrać dynamicznie, kiedy wymaga tego sytuacja (przedstawienie emocji) i delikatnie, kiedy w zamyśle arysty dźwięki miały być delikatne. Brakuje poskładania tych detali do kupy, w większą całość, emocjonalny przekaz artysty. Pozostawia wrażenie trochę oschłej barwy brzmienia. Istnieją wzmacniacze nawet w przedziale cenowym 4-6k pln które potrafią to dużo lepiej, np. Atoll 200 - oczywiście za cenę innych niedociągnięć ;)
Dalej, słuchając Creeka 5350 SE miałem wrażenie, że zniknął kawałek pasma, który mogę określić przełomem basu i środka, bo środkowy bas był na miejscu. Może to zasługa Eposów M22.